poniedziałek, 2 grudnia 2013

Takie same

Doczekałam sie czasów, kiedy to nieletnia dogoniła mnie wzrostem, wychodzą z tego nie złe kabarety, ona moją apaszkę cichaczem pożyczy, ja jej buty wcisnę na własną stopę a wszystko odbywa sie za porozumieniem stron, tych samych numerów butów i bluzek, co gorsza ja jej nie zakładam bo matce nie przystoi stroić się w róże doprowadzając oczy do oczopląsu, ślepoty i zaćmy, za to moje botki o wysokich obcasach mają branie, nieletnia wskakuje i puk, puk po płytkach podłogowych nadużywa fleczka ile wlezie. Jak sie ma córcie to nie ma wyjścia albo giną kosmetyki ( co się stało z moim błyszczykiem? w życiu nie dojdę...), tusz do rzęs czy kredka do oczu znajduje położenie w szafce skrzętnie domkniętej, że niby nie widzę, nie reaguję, wiec milczkiem przechodzę obok i pikuś...giną mi staniki, bo gdzie jest ten czarny o miseczkach ciut większych niż dopuszczalna dwójeczka ? a przecież nieletnia z przodu deska, z tyłu deska - a już marzą jej sie bufory jak u ciotki której imienia z szacunku ne wymienię, ale ja zazdroszczę. Chyba zawsze tak było że pragnęło sie tego czego się nigdy nie posiadało, wiec cyc taki bombastyczny nie tylko pocieszyłby oko ale...tylko jak ja bym wyglądała? idę i wchodzi biust , dopiero długo potem JA...a reszta? wracając do meritum sprawy, posiadając nieletnią człowiek musi zdawać sobie sprawę że i lakiery idą w ruch, giną, pojawiają sie puste flakoniki moich próbek, perfumy, balsam też wyjadany po kryjomu sprawia że kogo mam oskarżyć o demolkę na mojej półce w łazience więc co mi zabierze, przywłaszczy a przepraszam to sie nazywa pożyczenie na wieki wieków, z myślą i ku niej że zapomnę że ten krwisty czerwony lakier czy ta pomadka była moją własnością, a przecież sama dzieci uczę dzielenia sie z innymi własnymi dobrami wiec gdzie tu sprawiedliwość...Buty, moja zmora - bo raz że nie mogę dobrać , stopa za wąska, noga za chuda, a wszystko na mnie wisi i pedantyczny rozmiar 35 - jak u dziecka! weź dobierz sobie kamasze, toż to graniczy z cudem! chyba że sklep z obuwiem dziecięcym uratuje mnie od mrozów, glajchy, przemoczonych skarpet, rajstop i zmarzniętych stóp. A jednak! Ktosiek zawędrował gdzieś tam , wlazł w stoisko z kozaczkami, małe to, przytulne - skórzane, pachnące i cena która nie sprawia że udaję się w spław a stoję i myślę - podpucha, chce czegoś, przekupić, omamić, chodzi mu o coś , nie chcę sie przyznać, przeskrobał a on - butów zonie nie mogę kupić? no i kupił, założyłam, przymierzyłam i już nie ściągnełam, koturna, podeszwa która nie stuka, wali, puka, boskie...oj czasem warto dostać coś i wiedzieć że to od Mikołaja...Mikołaj...sprawa z Mikołajkami rzeczą świętą, niby upominek , drobnostka która ma pocieszyć oko a jednak jak człowiek miał zabrać sie z czym do czego dostał omamu technicznego, staliśmy między regałami z zabawkami i ...zaniemówiłam, widziałam oczami wyobraźni Pipina w tych traktorach, klockach , zabawkach i nieletnią z Monsterami bo pojawiła sie nowa gra, jakaś kolejna kolekcja czegoś...wiec do ręki wpadła mi tablica na której małolat postawi swoje arcydzieła które będzie można zmazać a nie modlić się o skuteczny preparat na usunięcie tłustej plamy z farby na której producent obiecał że wszystko pięknie ładnie schodzi...nieletnia dostanie pierścionek bo notorycznie z palców jej lecą, gubi to i domaga sie przy tym nowej dostawy, niby srebrne, tanie to niech ma z zestawem do malowania , dekorowania, koleżanka z klasy dostanie skoro już została wylosowana na Mikołajki kubek Monstera którego sobie sama pokoloruje według własnego widzi mi się i zegarek na biurko w wersji angielskiej...tyle co do dnia i zakupów, tracenia cennej gotówki, gorsza sprawa że dopadły mnie zajady i czytam że to brak witamin a zwłaszcza żelaza, wiec oczywiście matka dorwała sie do suplementu diety z nadzieją że przestanę pękać i wezmę się w garść, blada jakaś jak to na zimę, jakby kolory w raz ze słońcem pouciekały, wiec anemia...zaraz zacznę stękać na jelita...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pozostaw swój ślad...