Nie potrafię usiedzieć na miejscu - to wiem, roznosi mnie energia, to też wiem, łatwo ulegam humorom, zwłaszcza jak od wczoraj nie palę ( co nie powiedziane że nie zapalę, ale żeby nie było że matka nie próbowała), Ktosiek dla świętego spokoju zagryza ; wargi zębami , ; mało tego! kupił paczkę papierosów jako amulet który ma służyć odstraszeniu, ma sprawić ze poczuję sie bezpieczna mając je w zasięgu ręki, wzroku...więc ponosi mnie, jakby wszystko po troszku a jednak czas jest szybszy...praca i obowiązki, za oknem wczesna wiosna, piękne zachody słońca które wprawiają w dziką tęsknotę za domem, dziećmi bo zawsze tak jest ( przynajmniej u mnie ), że z dala od domu tęskni sie za swoimi, a jak są ci ; swoi ; ma się ochotę wyjść do ludzi, nawet posiada się nie pohamowaną rządzę pójścia do pracy. Ponoć także to nazywa sie równowaga, masz rodzinę i pracę, czego chcesz człowieku - posiadasz niemal wszystko - o pieniądzach, kościele i polityce sie nie dyskutuje, kwestia gustu. Tak wiec dochodząc do takowej stabilizacji, uważam że jestem wypośrodkowana, dzieciaki szczycą sie matką zakręconą, tatusiem zabieganym, ale wózek toczy się do przodu i chyba całe szczęście...
Robiłam testy, tydzień zajęło mi by poznać ostateczny wynik i werdykt alergologa , testy płatkowe, plastry naklejony po których swędziały mnie krosty aż miło, trzy dni biegania do kontroli, werdykt jak osąd : uczulona niemal na wszystko, począwszy od kosmetyków, zakończywszy na chemii ...o trawie nie wspomnę bo to taki mały pikuś...a wiec nic dziwnego że jakieś ; coś ; obsypało mi brodę...poza tym ...cholera mnie bierze na takie mikre rzeczy że aż śmiać się chce...a tu ciągle w ; świecie ; coś , matka zabiła, zapiła, urodziła, ten uciekł, przejechał, zostawił, gdzie nie spojrzę, nie dopadnie mnie zmora media tam atakują, alarmują i krew się gotuje bo znowu rząd, bo znowu walki a w Soczi brązową wodę z kranu serwują, kinkiety bez żarówek...pokoje dzielone z innymi uczestnikami IGRZYSK OLIMPIJSKICH...no trzeba poznać kulturę innych państw, kawior panie, panowie? jak Wam narysuje...a od czego jest wyobraźnia. Na taką wyobraźnie chorował kumpel, wyjechał za granicę a teraz sapie jak pies na wyścigu, że źle, że wykorzystany - uprzedza, odradza, ale kasa piszą inni, kusi, podnieca, rajcuje nasze ego. No weźmy moją znajomą, osiem miesięcy siedzi w Dojczland, i pakuje mrożonki aż miło, owszem nie powiem - gwiazda - kiedyś? ani to ładne, ani zgrabne, powabne? czarowne, chyba klarowne po paru procentach, ujdzie w tłumie, teraz moi mili, to i Marks i Spencer i Dior, Adidas, Nike i wiele by wymieniać na sobie, oko upaćkane markerem co to gwarantuje i wydłuża a na pewno ma nie brudzić, cienie, pomadki, lakiery, ach, och , co to nie ona, jak powie to powie, bo te osiem miesięcy razy pięć lat dało ciut i trochę, no nie? postawiła chatę, męża pozostawiła na miejscu bo ktoś musi dorobku jej pilnować dzieci już dorosłe to też pracują więc jest panią własnej portmonetki...ale czy ma własne miejsce na ziemi za którym tęskni, gdzie odpoczywa? ile to można rypać, za jaką cenę, zdrowia, poświęceń dla rodziny, raz kiedyś to ja rozumie, ale ciągle? całe życie...a czas gna...więc ja patrzę na zegarek, jutro połowa tygodnia i gdzie to uleciało...Ale ma...moja wyobraźnia - daleka od ideałów, ale walczę i poprawiam, ulepszam, modeluję i zawsze coś spartaczę...