poniedziałek, 30 grudnia 2013

Sylwestrowo

Przygotowania do jutrzejszej zabawy Sylwestrowej idą pełną parą, w kuchni wrze i dudnią gary i rondle, Ktosiek szaleje, stwarza, próbuje, doprawia a dom ulatuje zapachami od których szaleją kubki smakowe, a więc powoli żegnamy Stary dobrze nam znany rok w którym podsumowując było tyle dobrego a z tego złego nie ma co kpić, wysupłać i zastanawiać się nad wnioskami, ten nowy jaki będzie? wiadomo - wspaniały, rok starsi, bardziej doświadczeni, tyle przed nami, dni, miesięcy aż 365 dni radości, pociechy i smutków, zastanowień, trosk i wybuchów śmiechu...Jutro będzie się działo, szampan, życzenia i muzyka, świętujemy w gronie najbliższych, czyli przyjaciółki, w atmosferze znajomych i dzieci, a wiec nieletnia szykuje kreacje, Picolo, fajerwerki których boję się że o jejku! Kilka lat temu byłam świadkiem kiedy to w rynku gdzie odbywał się Sylwester pod chmurką, życzenia burmistrza, muzyka którą tworzyła młodzież z Liceum , ludzi od groma, szampan lał się w prost z butelki na ludzi, ubrania, ale nie to było przerażające ale niby dorośli ludzie, osoby świadome tego co robią - ciekawe tym bardziej po procentach - odpalali różne petardy obok wózka ze śpiącym dzieckiem, boże jak mi go było szkoda, jak ja się bałam za nie go, za bezbronność i głupotę matki która ulana w trzy kropki śmiechem zabijała a raczej własną głupotą, a co by było jakby ta petarda, jakiś przybłąkany fajerwerk trafił w wózek, dziecko panicznie płakało bo wiadomo jak to po północy, rwetes, huk, strzał, panika, każdy otępiały, zamieszany w tych corocznych życzeniach nie zwracał uwagi że nie tylko dziecko płakało ze strachu, ale ile było takich dzieci z rodzicami którzy chcieli pokazać i nie którzy na sygnale pędzili bo ręka, palec, oko...pogotowie pęka w szwach bo każdemu trzeba udzielić pomoc, bo alkohol robi swoje, nasza odpowiedzialność za najmłodszych jakby zostaje wyłączona, więc ja nie chodzę w ten rynek że jak co - nie ma możliwości ucieczki, dostać butelką od szampana, bo było też tak że jedni z drugimi toczyli walkę na pięści, przy okazji bezradni gapie dostawali w zęby...a zwierzęta? biedne zwierzęta, Rafik nasz pies swego czasu miał dosyć już samych wybuchów od czasu do czasu a co dopiero godziny 12 - siedział pod kołdrą mając za pewnie nie jeden zawał , a kot? ten właził do ubikacji gdzie chował się za rurą odpływową, a Tofik? i jego to drażni bo truta, a dzieci? zachwyt wielki bo kolorowe, bo wystrzał, bo coś się dzieje, atmosfera wielka, wzniosła...Kilkanaście lat temu teściu pod wpływem braku rozumu z wujem a swoim szwagrem postanowili pokazać jacy to cwaniaki wielkie, że jak to oni petard się nie boją, odpalili - rzucili i nie wybuchło, w takiej sytuacji każdy szanujący swoje części ciała obywatel powinien zagasić kubłem wody petardę ale nie teściu! podszedł z wujkiem i zaczęli grzebać, dmuchać i się przyglądać , co też zawaliło a w tym momencie lont poruszony, jakaś nie do końca zgaszona iskra i wybuch...teściu pozbył sie kciuka, wuja został poparzony...mało tego zawiesili się na siatce od ogrodzenia bo stwierdzili że przejdą na skróty i taka to była akcja z karetką w tle, super pożegnaniem starego roku a nowe? wszystko przed nami, oby zdrowie dopisało, obyśmy się jako rodzina kupy trzymali bo w niej siła...

Kiedy Nowy Rok nadchodzi
kieliszeczek nie zaszkodzi
Kufel piwa to za mało
Litr szampana by się zdało
Trzeba opić wszelkie troski
By następny rok był boski.




niedziela, 29 grudnia 2013

Niedzielą zaleciało

Pogubiłam się w tych datach, czasie który gubi ostatnie w tym roku kartki z kalendarza, urlopuję a co za tym idzie dzieci matkę mają obok siebie która widzi same niedoskonałości swojej rodziny, nie dociągnięcia, wady ale kto ich nie ma, ranek wiadomo zaskoczył czerwoną poświatą na niebie, wschód słońca u boku Sary - Kate - Lynch ; Dom córek ; która przypomina mi 5 Natalii Olgi Rudnickiej i ta fabułą przypomina opowieść kobiety której umiera ojciec zostawiając do podziału jej i dwom nie znanym siostrom spadek podzielony na trzy, winnicę i kilo kłopotów...a dom zaczyna żyć, świadomość moja utkwiła pomiędzy myślą że to nie ja jako matka jestem głową rodzny, tym bardziej Ktosiek a dzieci które rozdają karty i decydują o wszystkim :) my dopasowujemy pozostałe elementy układanki tak by pasowały do siebie, tak by nikt nie był pokrzywdzony, zaniedbany a już o faworyzacji mowy być nie może, każdy musi mieć swoje pięć minut zwłaszcza kiedy pierwsze domaga sie i ostatnie, świnki rywalizują o względy gryząc sobie girki, piszcząc i łypiąc z pode dwóch kilogramów ( matka ma mentalność przekarmiania ), na to najmłodsze i pająki wyłażą spoglądając swoimi czworo okami ( a nie ośmioma?), za oknem sikorki zajadają szaszłyka zrobionego ze skórek sadła boczku ( a nie wolno dokarmiać ptaków, zwierząt, gubią w ten sposób instynkt radzenia sobie samodzielnie i na własną łapę ), w kuchni gwizdek czajnika oznajmia ; Dzień dobry ; i zaczynamy działania w kuchni bo święta świętami a niedziela niedzielą, ile to ziemniaków wczoraj nagotowałam, ile to dziadek ich natłukł i dzisiaj poprawił bo tajemnica w śląskich polega na dobrym obtłuczeniu ziemniaków, dodaniu jaja, szczypty soli i większej ilości mąki ziemniaczanej niż pszennej...ciasto wychodzi puszyste, jędrne, nie klei się a do tego zasmażka czyli okrasa z boczku , cebuli i najważniejsza część to dziczyzna która peklowała sie całe pięć dni, skruszała , wpakowana w zioła, w piekarnik dała zapach od których włosy stawały dęba, bigos był jakby zamiast ogórków kiszonych i kompot z wolno rosnącej wisienki , na deser? ciasto, sernik plus makowiec, kawka, mandarynki plus pamelo. Chwilka odpoczynku kiedy małolat znalazł pozycję poziomą a w tedy książka poszła w ruch, kufelek piwka z sokiem, za oknem wiatr i ciężkie deszczowe chmury a wiec spokój i cisza na horyzoncie. Popołudnie z zabawą w tle czyli pomału szykujemy sie na pożegnanie starego roku a przywitaniem nowego, zostaliśmy zaproszeni do znajomej na tę okoliczność a wiec fajerwerki już czekają na moment, jutro kolejny etap grzebania w garach, nieletnia szykuje kreację, ja nadal nie mam co na siebie włożyć i okazuje sie ok, jak zawsze to samo...

sobota, 28 grudnia 2013

I już po...

Jak przed świętami , tak już po ...rzeczywistość wróciła do normy, małej stabilizacji, rutyny? nie koniecznie tej , posiadając dzieci matka nie może narzekać na brak czasu, na brak zajęć, na brak niespodzianek...nieletnia postanowiła udekorować dom w postaci kolejnego członka rodziny, przynosząc w pudełko zmęntą małą, puszystą kulką, takie coś o czarnych oczkach, garści pełnej sierści, strachu i trzęsącej się galarety, tak urabiała nas na dobrą minę, tak tłumaczyła, tak prosiła, błagała, przekonywała że wziąwszy tatusia za pazuchę zaprowadziła do sklepu zoologicznego by ten zerknął swoim okiem, nie tyle dał sie przekupić ale by same nogi ugięły się pod stosem zachwytu...i dał się się chłopina ugiąć, zakochać i teraz mam nie jedną klatkę do czyszczenia a dwie, bo w tej drugiej zamieszkał mały kudłaty Frido, kolejna świnka morska która działa na nerwy swoim zapachem, jestestwem Tofikowi który poczuł nie tylko ukłucie zazdrości, ale czy wypada by ktoś mu po jego terytorium deptał jakby nigdy nic? łazi napuszony, zły, kłikaniem daje znać że taka opcja nie wchodzi w grę , albo on albo tamten i weź tutaj bądź człowiekiem...za akceptacją dwojga trzeba będzie poczekać, za to noc? jak nie Pipin który budzi się i stęka jak stary tak ten mały potworek doprowadził matkę do stanu bezsenności ogólnej, tak kichać, prychać, chyrchać nie wypada tak małemu stworzeniu a ten jakby sobie płuca wypluwał, co się matka położyła tak wstała by odkorkować nozdrza zapchane trocinami, by podpatrzeć czy wszystko gra i huczy a ranek? Pipin byleby oko otworzy a już gotowy do działania, za oknem słońce i już krzyczy że Aciu idzie, jeszcze śniadania nie zje a już słychać - odtuzac jedzie...co znaczy że odkurzacz pójdzie w ruch, ledwo zjedzą , przełkną , przepiją a już mama szybko, zrób picie, obierz owoce, podaj, wynieś , pozamiataj, dom po świętach? po co człowiek w ogóle brał sie za porządki skoro wygląda jak po burzy, tornado, a może to ta wichura z Zakopanem przeszła tak nie zauważenie przez innych a trafiła przez lufcik w pokoje, pralkę i stertę prania...matka układa, wywala, stara się, tworzy równe stosy, kupki, przebiera, myśli, wspomaga sie ziołami bo wiadomo zaleczona celiaka daje co parę miesięcy o sobie znać, kapusta z grochem, bigos, grzybki smażone z cebulką, ogólnie kolacja wigilijna daje znać o swoich trzewiach które litrami matka połyka rumianek z miętą pieprzową,, rapaholin, nospa, nadzieja...nieletnia skoro teraz za oknem na plusie całe 10 stopni, wywija z koleżankami na rolkach, każdego dnia daje przykład kolejnym siniakom, guzom, miejscom obolałym ale jeździ jak dzika, jakby w tych rolkach się urodziła i jak nie ten sprzęt to deskorolka bo jak przystało na chłopczycę próbuję swoich sił w tym kierunku...wiosna panie sierżancie chciałoby się krzyknąć, słońce grzeje, trawka z grudniowymi stokrotkami kwitną, pijaki i piąta zmiana okupuje ławki osiedlowe, ptaszki ćwierkają, biedronki latają...na dzisiejszym spacerze Pipin wytarmosił kilka kochając je zbyt wielką miłością, przydusił, wycałował i dał im odfrunąć do nieba po kawałek chleba...Ktosiek wrócił do pracy, urabia swoją cierpliwość po łokcie, za to matka w dresach okupuje ciepło ogniska domowego, nie speszy sie za niczym, nie goni za nikim, ot dzień wolny z kawka w tle, programem porannym, uśmiechem i optymizmem że fajnie mieć świadomość że ktoś leży kiedy inni pracują, matka ma urlop...:)
Nasz nowy przyjaciel - Frido :)
Towarzystwo rolkowe :)
Pomoc dzieci jest niezbędna :)



środa, 25 grudnia 2013

Bożonarodzeniowo

Święta jak zawsze mają swój początek, czyli panikę, smażenie karpi z przystrojeniem stołu, dom pełen ludzi, dzieciaki szaleją, niby czujesz że wszystko masz pod kontrolą a jednak wszystko sie  rozłazi jak tusz który spływa z rzęs, czas jest warunkiem pojawienia się gwiazdki, kiedy dzieciaki krzyczały że już wzeszła gwiazda wieczorna przystąpiliśmy do ceremonii łamania się opłatkiem, ile śmiechu bo ile można życzyć sobie co roku tego samego, pomyślałam szybcikiem że trzeba byłoby utworzyć listę dla każdego co innego, bardziej oryginalnego, nie banalnego ale czy starczy pomysłów? pewnie tak, skoro matce głupoty to jej specjalność to coś tam pomyśli. W tym szczególnym dniu nikt nie powinien być sam , samotnie wpatrzony w ekran telewizora gdzie jak nie Kevin straszy to orędzia, kolędy , otoczka Bożonarodzeniowa która nie kiedy straszy zamiast dać poczucie pojednania, bezpieczeństwa...a u nas jak nie rozlany kompot z suszu to kakofonia bo skoro widzimy się na chwil parę to trzeba w tak krótkim czasie nadrobić czas, co u siostry, co u szwagra, Marcela i dziadki pięć groszy dołożyli po to by do drzwi zapukał...MIKOŁAJ...na co komu święta jeśli ten ktoś nie wierzy w Mikołaja, nie tylko dzieci darzą go sympatią z lekkim stresem, przerażeniem w oczach, a czy moje dzieci były przerażone? ziajały strachem, brakiem zaufania? siedziały po cichutku z bijącym mocno sercem? a gdzie, a skąd! wewaliły sie Mikołajowi na kolana i dziwy my prawią, że grzeczne były - DZISIAJ! że od jutra czyli dzisiaj obiecują poprawę i nie obiecują na jak długo! słodzić mu zaczęły podstępne gadziny, a Mikołaj skołowany bo miała być rózga, wiązanka odnośnie zachowania, zmuszania do poprawy , nawet Mikołaj zagadany, zaklekotany zapomniał zapytać wierszyka, jedyna szybkie ; Przybieżeli do Betlejem ; pojechali jak po bandzie byleby wór z prezentami został otwarty a dary podzielone między trójkę , gdzie Pipin z lekkim szokiem, brakiem dezorientacji pozostawał za dwójką i swoją siostrą gdzieś tam w tyle, na kolankach za to wydarł swoje łaaaa, począł płakusiać, przybiegł na kolana matki z wielkim żalem że puściła go na pastwę losu...a podarki, upominki, niby kryzys w kraju Donald krzyczy i upomina a tutaj z roku na rok worek powiększa swoje trzewia o coraz więcej i drożej ...Nieletnia skacząca pod niebiosa bo jednak marzenia się spełniają, rolki, jej wyśnione, wypatrzone, wyzdychane, wydmuchane, wychuchane, są i to w jej posiadaniu, oczywiście dzisiaj nie obyło się bez stękania, tato pójdziesz ze mną, to nie te poprzednie, plastikowe, klekoczace, a cichutkie, kółka delikatne, kałczugowe i śmigała jakby w nich się urodziła...PIpin ugrzęzł w klockach, wielkich, dużych, zestawach razy 2 gdzie można budować dom, samochody, ogród zoologiczny...traktor i rowerek bez pedałów a jeździł na nim jakby wiedział o co chodzi, od zawsze...wieczór spędzony jakby na dwoje babka wróżyła, kolacja u nas z rodzicami , siostrą , potem szybkie wyjście do teściowej i tam spędziliśmy z teściami, szwagierką i jej synem a także mężem wieczór do późnego, śmiejąc się, wygłupiając, fajne takie spędowiska , raz kiedyś nie zawsze...za to noc? małolat padł po 23 ujeżdżając traktorka, obudził się po 2 w nocy płacząc i kręcąc się nie mogąc sobie poradzić, no właśnie z czym? za dużo wrażeń, dzieci nie lubią emocji, nagłej zmianie w codzienności, liczba osób, ciągła zmiana w osobach, brak poczucia bezpieczeństwa a dodatkowo hołota z braku zajęć tuż po 2 kiedy to matka z jednym okiem otwartym a drugim zamkniętym , głaszcząc i przemawiając do małego człowieka by się nie bał bo jestem, kocham, czuwam...zadzwonił domofon, długi, denerwujący, przeciągły dzwonek który Ktośka postawił na nogi : ; Kupi pan telewizor ; mięso poleciało, gdzie wybudzony pan M kazał im poszukać siebie gdzieś indziej, poczłapał do łóżka, i tak rano matka przystąpiła do dzieła, obiad w wykonaniu pracy rąk domowników bo starsza na obiedzie obiecała sie pokazać w towarzystwie drugiej połówki, dzień minął mile, radośnie, wesoło, czyli świętowania czas dalszy...
Święta mają swój koniec, trzy dni przy stole i ukłony do Rapaholinu, biedna wątroba, żołądek i jelita, układ trawienny ma wiele do życzenia , w tak szybkim czasie człowiek dopada się do ciężkostrawnych potraw a potem lezy odłogiem prosząc narodzonego o litość ...
Mimo wszystko Traktor z przyczepą przebił inne prezenty :)
Mikołaja dzieci się nie bały...



niedziela, 22 grudnia 2013

Życzeniowo

Matka w dobie świątecznych porządków wpadła jak co pół roku na wymiatanie kurzy z pod mebli, łóżek, segregacja jest formą nie tylko utrzymania jako takiego porządku ale rozładowania emocji, bo jak i kurze tak i matce się nazbierało wiele rzeczy do przemyślenia a że Pipin ciągle dupinkę sadzał i nic cokolwiek sie tyczy robót domowych nie jest wstanie go minąć, tak nieletnia także pomagała ( a jak!), zabawki, samochodziki, traktorki, wywrotki, klocuszki, puzelki, wszystko co nie posiadało zadaszenia, zawieszenia, ogumienia trafiało do wora, inny zawierał pluszaki, wymięte, zdezorientowane nadgryzionym czasem odnalazło właściciela do dotłuczenia, ciuszki, stare, za małe, odkładane na czarną godzinę trafiło do...i pułki się poluźniły jakby czekały za nowymi właścicielami , zabawkami które zajmą kuluminacyjne pozycje. W kuchni gra i huczy, radio, kolędy i odwieczny , stary jak świat Watch który określa porę roku, chociaż za oknem, no właśnie coś się porobiło, wiosna tej zimy, a zamiast stokrotek , nadzieja na bociany? Ktosiek...kroi, sieka, gotuje, doprawia, jego nóżki zimne ( w cale nie takie zimne ), są tym co niesie pojęcie - niebo w gębie. Lata z siatami, donosi, ucieka a wszystko po to by było zapięte na ostatni guzik przynajmniej sprawa sklepowa...dom coraz bardziej przesiąka zapachami, kapusta z grochem, lepienie pierożków, zabawa z dziećmi, im nas więcej tym weselej, makowiec już jest jako pierwszy z ciast, co by matka zrobiła bez swej teściowej, a co! źle by nie było, zakalec z dżemem truskawkowym też nadaje się do spożycia, ale tak po prawdzie że nie ten czas i pora na zakalce kiedy ma być ładnie a tutaj matka strapiona myśli bo...zapomniała...wora dla Mikołaja na prezenty...i trzeba szyć, użyć myśli twórczej, wziąć się w garść i stworzyć dzieło by i Mikołaj był zadowolony a i matce za bardzo czasu nie ubyło...

A skoro dzieję się każdego dnia , coraz więcej potraw, coraz mniej czasu życzę Wam samych radości, spełnienia marzeń, pogody ducha, bogatego Mikołaja...

Dzisiaj jest ten rodzaj ciszy,
Że każdy wszystko usłyszy:
I sanie w obłokach mknące,
I gwiazdy na dach spadające,
A wszędzie to ufne czekanie
Czekajmy - dziś cud się stanie.
Najlepsze życzenia śle...

sobota, 21 grudnia 2013

Choinkowo - nastrojowo

Jak wiadomo o tej porze zdarza się że i choinka zabłyśnie zielona - przystrojona,że kapustą z grochem pachnie klatka, że po suszone grzybki wpadnie sąsiad a i sąsiadka poprosi o sól pieprz i cukier bo zapomniała, wylewa sie z nas chęć pomagania, służenia pomocą, rozmawiamy, spijamy kawki, atmosfera jak z pod pieca gdzie dogorywają pierniki, szkoda tylko że są tacy co to razem wspólnie potrafią drzeć koty o byle guzik, bo pętelka, bo nitka nie taka, bo...a tamten znowu napity, awantura czysto wigilijna, przykre, zapominamy o kulturze czy tylko święta są dla dzieci magią i czarem? a za oknem? grudniowe stokrotki...czyli śnieg gwarantowany mamy na Wielkanoc...


...Przygotowania do wigilii idą pełną parą , a w pracy huczy od roboty, maszyna jak stanęła tak pokazała matce środkowy palec uprzednio plując klockami drewnianymi, skąd słoik się wziął, tego matka nigdy się nie dowie,  chłopaki pracują, czasem zatrzymują się  by sprzedać dowcip, by powspominac, obrobić tyłek, by zwierzyć się, albo po prostu postać...ale przychodząc do domu dzieciaki już w drzwiach przekrzykują się co robiły, co się stało, nowiny gonią kolejne, trzeba być tip top by nadążyć w nieletniej rozumowaniu, z tego że tak szybko mówi czasem wychodzą komedie, przejęzyczenie i już mamy powód do śmiechu.
Pipin za to broi jak to na chłopaka przystoi, dla nie go choinka była powodem i podstawą by zburzyć układ światełek, bombki leciały aż miło, gdzie tylko cud uratował resztę przy czym dwie uległy roztrzaskaniu w drobny pył, łańcuchy, kolorowe ozdoby, bombki które przeżyły PRL, komunizm, grzybki, domki z indykiem, mieliście takie zabawki? sopelki, wytłaczane, namaczane brokatem które zatarte ręką czasu wiszą w miejscu numer jeden, na najwyższej gałęzi. Mało tego sasiadka z racji lat, braku dzieci podarowała nam swoje pudełka z bombkami, radościom nie było końca a wiec ustrojona choinka , zielone drzewko które będzie stało aż do trzech króli...

wtorek, 17 grudnia 2013

Słówka mają znaczenie

Czasem w życiu dzieje się tak że coś co jest oczywiste ma znaczenie a raczej dwa...

Matka będąc w pracy postanowiła pomóc młodemu koledze, nie doświadczony, zestrachany bo suwnica, bo ciężary, a co bedzie jak spadnie. Przychodzi mistrz i pyta co robisz?
- Zwaliłam wała i wsadziłam koledze  na bolka...
Mina mistrza bezcenna, reszta się pokładała a matka dumna że nie spaprała roboty...
( A chodziło o nawinięty materiał na wał którego wsadza się w coś co potem ten materiał odwija ).

sobota, 14 grudnia 2013

13 w Piątek

Trzynastego w piątek zawsze był kojarzony z czarnymi kotami, pechem i spluwaniem śliny przez lewe ramię, przeważnie podświadomość podpowiadała że tego dnia trzeba wystrzegać się wszystkiego co może spowodować ze dzień zamieni sie w koszmar, niby jesteśmy ludźmi cywilizowanymi, nie wierzymy w gusła, w brednie, przesądy ale czy to nic nie znaczy jak 13 w Piątek ( niby normalny dzień ), kilkanaście lat temu mama zatrzasnęła sie w łazience przesiadując w ciemnościach ( na dodatek żarówka poszła), do puki nie wróciłam ze szkoły i nie wszczęłam pomoc sąsiedzką. Kilka lat temu tegoż wspaniałego dnia matka idąc chodnikiem została potraktowana kałużą rozbryzganą kołem samochodu, ani przepraszam się nie doczekała ani pocałowali ją w d...Kilka lat temu tegoż pięknego dnia matka szykując się pierwszy raz do swojej nowej pracy, nieletnia wsadziła sobie ; coś ; w nosek i potrzebna była szybka interwencja laryngologa z matki stresem w tle, kilka lat temu tegoż dnia nasze kocisko postanowiło nauczyć się formy latania , coś na zasadzie lotu gołębia, wylądował trzy piętra niżej, na szczęście nie stało sie nic, bo wiadomo że koty to i na cztery łapy spadają, kilka lat temu nieletnia tego 13 w piątek idąc a raczej biegnąc zagapiła sie - jak można biec i się zagapić? wpadła na stojącą latarnię która potraktowała ją prawie jak z buta, siniak a nam zapoczątkowała wizyty u okulisty, parę lat temu dziadek a mój tato wpadł na pomysł żeby rozłupać cegłę na połowę bo potrzebował jednego kawałka, pech chciał - przeznaczenie - że odłamek trafił w oko uszkadzając tym samym rogówkę, szpital, operacja, zastrzyki...Jeszcze wczoraj matka się łudziła że się uda ominąć, przeskoczyć, zapomnieć, oszukać dzień który czaił się jak mara za firanką, poszłam do pracy i się zaczęło, maszyna buntem się postawiła, bo wiadomo i one żyją własnym życiem, ale żeby tak stanąć okoniem, z 245 metrów wyszło coś pofałdowane, zmiętolone, połamane, brudne i nie przypominało płachty prześcieradła...noc walki, potu, nerwów...dziś mam nadzieję ze powróci spokój cisza...a poza tym teściowej 13 w piątek złożyłam urodzinowe życzenia - pech czy radość że się urodziła tego dnia? nie wiem...Poza tym zapomniałam bo skleroza to moja siostra rodzona, zamówić ciasto na święta, można upiec, ale co zrobić jak matce wychodzą zakalce?

Pech jest tylko naszym usprawiedliwieniem grzmi spiker w radio - ciekawe spostrzeżenie, zawsze jak coś się stanie zwalę na fakt daty dnia dzisiejszego, wczorajszego, przyszłego...Pipin w domu szaleje, po nocce spać nie daje, drze tą papuchę, śniadania jeść nie chciał i matka poderwała kończyny z nerwem na ustach, z terroryzmem w głowie że jak nie zjesz - też tak macie jak nic nie działa, nasza, moja bezradność czasem szaleje, pokazuje pazury - to zobaczysz, nie dostaniesz cukierka na przykład, dla świętego spokoju matce udaje się kawałek chleba wpakować do paszczy, zagadać, odwrócić uwagę, powędrować do łóżka i parę godzin przekimać, słuchając trzaski, walenie zabawkami w moje panelki, pobudka i brak weny, szybki obiad, ogarnięcie od wszelakich złych poczynań pokoje i byle przeżyć kolejną nockę...

czwartek, 12 grudnia 2013

Praca

...Przychodzi czas kiedy chcemy aby ten czas świąt był inny, lepszy, bardziej się staramy, stajemy sie życzliwi wobec siebie, innych, pomocni, pamiętamy o tych o których zapomnieliśmy dawno temu, w pracy ludzie nagli jakby za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki przemawiają nie koniecznie do końca ludzkim głosem a jednak już widać przedświąteczny klimat...
Ktosiek od rana na zakupach , prezenty i jak dobrze że są ustalone z góry przez nas dorosłych inaczej każdego dnia lista do Mikołaja zostałaby ciągle poprawiana, udoskonalana , wszystkieśmy jak jeden mąż ciotki, babki, wujkowie stwierdzili, przybili że dzieciom tylko to co jest ważne, konkretne gdzie nie jedno słyszałam że za marzenia swoich pociech odpowiadają rodzice, szkoda że nie moja pensja, wiec pozostaje nadzieja że dzieciaki zostają udobruchane ...

...Z innej beczki, Pipin zaczyna mówić każdego dnia coraz więcej, zadziwia nas, wprawia w osłupienie, motyw nocnikowania nadal jest tematem tabu, jak nauczyć dziecko siusiania i trafiania w nocnik a nie w pieluszkę? sadzamy, zmieniamy , usychamy z cierpliwości a efekt zawsze jest obkupkany.
Nieletnia za to straciła zapał do nauki, takie przypływy wobec siedzenia nad książkami są w naszym domu standardem, ma wenę to nadrabia, traci ją, osłem ją nie zaciągniesz, teraz z przytupem biega do kościoła, rorat ciąg dalszy, zajęcia poza lekcyjne, brak czasu a gdzie tutaj do świąt, zaczyna sie gorączkowe odliczanie. Co z Mikołajem pyta sie? no właśnie, stół stołem, pyszności, pysznościami, choinka - choinką a co z Mikuszką? kto wpadnie z worem prezentów, skąd wór wziąć, strój jest i pewnie Ktosiek dla świętego spokoju zabawi sie w ów jegomościa by Pipin był świadkiem że i cuda w rodzinie się zdarzają. A puki co okna się pomyły, firanki zamoczone, obiad się gotuje i znowu w pracy będę wypompowana.

wtorek, 10 grudnia 2013

Wszystkiego po troszku...

Dzisiaj na wesoło, zero smutnych historii, dołujących, życiowych , tych które sprawiają ze człowiek chodzi i myśli, zastanawia sie dlaczego tak sie dzieje a nie inaczej, dzisiaj od rana armagedon, czas zył swoim życiem a matka wpadła na pomysł wypróbowania przepisu na masę solną która otrzymała w prezencie od dawno nie widzianej kuzynki, żadne pół szklanki wody ani mąki ani tym bardziej soli, masa wychodzi wodnista, matka musiała narobić tak by ciasto było nie klejące a nie rzadkie, kiedy już urobiła ręce po łokcie poczęła tworzyć coś na miarę tego co podsuwała jej wyobraźnia...
Powoli , powoli pojawiały sie serduszko, aniołek który wedle Pipina został ochrzczony na pająka :)
Do ozdabiania matka użyła liści laurowych, pieprzu czarnego, ziela angielskiego a może być wszystko :)
A żeby efekt końcowy był w miarę poukładany, nieletnia wpadła na pomysł nie tylko brokatu z klejem, lakieru do paznokcji, farb plakatowych i ruszyła na podbój fantazji, Ktosiek pomagał, Pipin szalał do pająka ( aniołka ) a wiec choinka przyozdobiona będzie różnościami :) jutro zabiorę sie za papierowe ozdoby wiec może będzie co pokazać :)

Między wątróbką a dosuszaniem ozdób, matce czas w domu zleciał i pognała do pracy gdzie o zgrozo zderzyła sie z pechem wielkości Gołoty, maszyna nie sprawna, elektryk pociamkał, mnie gdzieś łapę wsadziło - samo życie :)



poniedziałek, 9 grudnia 2013

Pada śnieg, deszcz, zimowo...

...Napadał śnieg, puszysty, biały, wiec z tej okazji matka wysłała dzieciaki na zimowy spacer z saneczkami w tle gdzie Pipin uradowany po raz pierwszy w tym roku robił kulki ze śniegu, pozjeżdżał z górki osiedlowej, połykał słoneczne promyki...
A skoro już świętami zapachniało bo bigos się zrobił, nieletnia postanowiła narobić własnoręczne ozdoby choinkowe, wystarczy kolorowy papier, wyobraźnia, klei i byle do przodu :)


sobota, 7 grudnia 2013

My dorośli...

Zmienia sie tok rozumowania z wiekiem, wystarczy sam fakt zbliżających sie świąt i już słyszę jak to ciężko, nie wygodnie, nie w smak bo kasy brak, bo tyle trzeba zrobić, dom posprzątać ( jedyna okazja by wydmuchnąć koty z pod kanap, kąt, mebli ), zrobić zakupy ( przy okazji zawsze co nie co wpadnie z poza listy do koszyka ), przygotować potrawy ( pamiętając że kuchnia to skupisko ludzi można wysłużyć sie każdym lub pomyśleć o sprawach ważnych i mało istotnych ), narzekamy na świat, ludzi, impotencję tak jak kolega który wysłał mi wiadomość a miała zawędrować do osoby zainteresowanej, narzekamy na choinkę że za mała, duża, za bardzo rozłożysta, prześwitująca, że sztuczna, prawdziwa, na bombki i można dzielić...uczę dzieci że co za dużo to nie zdrowo, że jak sie ma za dużo w pupince to potem się w główce przewraca i marudzeniom nie ma końca, ze trzeba szanować i doceniać to co sie ma, ale my dorośli we wszystkim dojrzymy negatyw, to ale co zatruje dzień od rana, bo pada śnieg ( sąsiad ), bo za ślizgo ( sąsiadka ), bo wieje ( facet przy kasie ), bo drzewa liści nie mają ( ktoś tam ), bo wyglądam staro ( to prawda ), bo...bo święta sa do kitu i tutaj zapala mi sie czerwone światełko, skoro jest to dlaczego angażujemy się w nie, wkładamy tyle mocy sprawczej by stół był pięknie przykryty, by najbliżsi się pojawili, by prezenty z Mikołajem pojawiły się o odpowiednim czasie, po co? po co tyle krwi zepsutej, nerwów, bieganiny, potu, myślenia, skoro to nie bawi, nie cieszy a wymusza coś na zasadzie kolejnego obowiązku z którego trzeba sie wywiązać...bo mamy dzieci, potomków którym chcemy przekazać tę magiczną atmosferę poprzedzoną okleństwami bo ; wszystko sama i na mojej głowie, jakbym nic nie robiła przez rok cały ; można się faktycznie nacieszyć takimi świętami, atmosferą skoro mieszanie w garnkach nie sprzyja tradycji , nuceniu kolęd, nostalgii, zapachów a nerwami które towarzyszą od bigosu po karpia, nie lepiej położyć się i przespać całą tę krzątaninę utwierdzając sie w przekonaniu że tak jest łatwiej dla spokoju ducha? a ja lubię ten czar od momentu biegania za prezentami bo widzę już oczami wyobraźni minkę nieletniej, Pipina, siostry syna i szwagra małego, lubię pomagać w kuchni chociaż Ktosiek zawsze intensywnie mnie wyprasza, jego kubki smakowe lepiej działają, wiec lubię święta, spotkania przy stole, jakby jedyna okazja sie spotkać, porozmawiać, nacieszyć się, pośpiewać kolędy, złożyć życzenia ( o kolejne dziecko ja dziękuję ), przekazać dzieciom naszą tradycję wspólnego biesiadowania. Nieletnia już teraz robi gwiazdy na choinkę, własnoręcznie sprecyzowany łańcuch, a tyle ma pomysłów że zastanawiam się czy gałęzi na choince starczy...
Czas świąt to także pomaganie tym których nie stać na stół uginający sie w najlepsze potrawy więc robimy paczki w postaci ubranek małolata tym dzieciom które potrzebują, tym które chciałyby małe coś a nikt nie da, nie wręczy...Moja znajoma Lena Murawska udostępniła link ubranek w rozmiarze 68 cm to jest od 3 - 6 miesiąca po córeczce w dostępnej cenie aż 50 fatałaszków Allegro, polecam...

A za oknem? świata matka nie widzi, Pipin krzyczy : Pada! ale co pada? zamieć, burza śnieżna, jak dobrze że weekend w domciu :)


piątek, 6 grudnia 2013

Puk, Puk...To ja Mikołaj :)

Jak co roku Mikołaj wpadł zasapany na dach blokowiska, powrzucał przez wywietrznik ( brak komina jest problemem co rocznym i dylematem Świętego ), poutykał upominki dzieciom ; grzecznym ; w skarpety, w buty koniecznie uprzednio wypastowane, wyczyszczone, już wczoraj nieletnia żyła dzisiejszym dniem, bo czy przez ten wiatr Mikołaj da radę sie przebić , ciężkie chmury do tego sypało deszczem ze śniegiem a w szkole wiadomo losowanie Mikołajkowych nagród i drobiazg który czekał w domu, więc radość przed choinkowa już trwa, już czuć atmosferę a szaleństwo mani zakupów już daje początek zwłaszcza kiedy człowiek stoi w kasie przeszło 30 minut i nie pytajcie sie co tam matka robiła ale po kiego diabła ustawione są pięć kas jak jedna funkcjonuje z małymi przerwami na utyskiwanie zniesmaczonych klijentów. Mikołajki dzień radości, niech zagości uśmiech na ustach każdego dziecka by nikogo nie pominął, nie zapomniał,by żadnego z dzieci nie było dzisiaj smutne, opuszczone by wiara w Mikołaja trwała jak najdłużej. No właśnie wiara w Mikołaja, ja miałam w świadomości od dziecka że tych Świętych jest dwóch, ten który żyje sobie w Filandii do którego pisałam listy o wszelakie pierdoły, a także ten który był biskupem który pomagał ubogim...jednak zawsze wytrwale oczekiwałam jako dziecko z siostrą przyklejone do szyby a nóż widelec ujrzymy renifery z saniami i to odwieczne ho, ho...oczywiście wiara ta została zburzona bardzo szybko w raz z przekroczeniem przedszkola gdzie koleżanki z kolegami szybko wyprostowały mój tok myślenia : - Głupia jesteś , wierzysz w takie rzeczy? I przestałam mając pretensje do starszej siostry o to że mnie nie uświadomiła, okłamywała i dawała rozkosz oczekiwania. A jednak rodzicom dawaliśmy nadzieję że ta gwiazdka ma dla nas wielkie znaczenie jak szybkie buszowanie po szafach w odnalezieniu prezentów, ciekawość była czasem zadziwiająca, co dostanę i czy zostanie trafione w gust oczekiwania, czasem poczuło sie zawód kiedy w miejscu gdzie zawsze były poutykane paczki znaleźliśmy rózgę , baciora lub list ; zastałyście figę z makiem, zapomnij o prezentach ; ten strach że pod choinką dostaniemy złudzenia. Koleżanki nieletniej zadowolone z upominków, jednak znalazły sie takie które wyrażały swoje zdanie że takie to cieńkie, byle co, słabe i do kitu...wiec jak sprawić prezent jeśli jest on z punktu skomentowany a gdzie liczy się dobry gest? Tak więc Mikołaj postarał się dzieciakom dać odrobinę magii świąt, matce sprezentował weekend trzy dniowy, Ktośkowi za to zawalił zatoki ( czyli nie zasłużył?), świnka jak to ona leży jak długa i podjada sianko jakby już czuła wigilijną ucztę biesiadowania, a tak po prawdzie zerkam za okno co tam się wyprawia ża wichrowe szaleństwo...

środa, 4 grudnia 2013

Roraty

Jak przystało na uczennicę trzeciej klasy, nieletnia jest przygotowywana mentalnie i fizycznie do pierwszej Komunii Świętej, mentalnie - dokonuj za dziecko wybór wolnej woli, zachęcaj by przystąpiło do sakramentu z czystym sercem, sumieniem, fizycznie , módl się by kościół stał w miarę blisko by nie obciążało kosztów benzyny, praca by nie stała kołkiem w gardle rodziców, czas który by sie znalazł na codzienne spędzanie czasu na modlitwie. I tak biegamy co dziennie by w ciszy, spokoju zapalić światełko do nieba, nieletnia biega każdego dnia z dziadkiem, babcią by tę godzinną posiadówkę w nawie przetrwać. I tutaj zaczęły się schody, bo...po szkole chórek , szybkie odrabianie lekcji, bieg na śpiew, plus kościół i tylko patrzę kiedy mi nieletnią powali jakie choróbsko. Powariowali? a niby nikt nikogo nie jest wstanie zmuszać a jednak czujemy sie zmuszani by stanąć na wysokości zadania. Kościół jednak myśli jak by tu zachęcić najmłodszych do uczestnictwa na mszach, różańcach, roratach, wcześniej konkurs na różaniec, teraz szopka ( jakbym swojej nie miała na co dzień ), i lepiliśmy słomę na daszek, sianko pod figurki przy asysście wzniosłej atmosfery bo jakby nie było - wyrywała mi sie fałszywa nuta ; Cichcej nocy ;

A tutaj festynem rodzinnym straszą, polecają, zachęcają, bo dzieci mają integrować sie z dzieckiem, wspólna zabawa dokonanych zabawek choinkowych na rzecz słabszych i uciśnionych, pomoc w każdym razie a mnie już pomysłów brakuje, czasu, bo praca, nocna zmiana plus małolat który nie lubi jak matka zamyka się w łazience, z tej okazji najmłodszy nauczył się podglądywać przez szparę w drzwiach, kładzie sie na płasko i krzyczy Mama, Tata - zależności kto urzęduje w jakiej części domostwa. Mówi sie tyle że to nie ładnie jak dzieci rodziców podglądują, ze nie wypada, wstyd i hańba, ze to źle świadczy o wychowaniu dziecka, że potem co to z takiego / takiej wyrośnie, a ja twierdzę że kazdy wiek jest dobry by nauczyć dziecko cielesności, czy to wstyd i obraza majestatu kiedy negliżujemy się przy maleństwie? z badań naukowców Wielkiej Brytanii wynika że dzieci szybciej oswajają sie z tym co je ciekawi wiec tak samo jak z przekleństwami, im więcej upominasz, karzesz , stawiasz do pionu, tym zawzięcie słowa zakazane sypią się jak z rękawa, wiec brak reakcji jest dobrą reakcją kiedy dziecko widzi że nie robi na Tobie wrażenia. Szopka wyszła w pół godziny, jak zwykle zostaliśmy z Ktośkiem przyciśnięci do muru, ściany, toalety że już - teraz - natychmiast mamo, tato trzeba oddać wiec silikon, srebrol, złotko, siano, słoma, chwila dumy, pomysłu i burdel w łazience...

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Takie same

Doczekałam sie czasów, kiedy to nieletnia dogoniła mnie wzrostem, wychodzą z tego nie złe kabarety, ona moją apaszkę cichaczem pożyczy, ja jej buty wcisnę na własną stopę a wszystko odbywa sie za porozumieniem stron, tych samych numerów butów i bluzek, co gorsza ja jej nie zakładam bo matce nie przystoi stroić się w róże doprowadzając oczy do oczopląsu, ślepoty i zaćmy, za to moje botki o wysokich obcasach mają branie, nieletnia wskakuje i puk, puk po płytkach podłogowych nadużywa fleczka ile wlezie. Jak sie ma córcie to nie ma wyjścia albo giną kosmetyki ( co się stało z moim błyszczykiem? w życiu nie dojdę...), tusz do rzęs czy kredka do oczu znajduje położenie w szafce skrzętnie domkniętej, że niby nie widzę, nie reaguję, wiec milczkiem przechodzę obok i pikuś...giną mi staniki, bo gdzie jest ten czarny o miseczkach ciut większych niż dopuszczalna dwójeczka ? a przecież nieletnia z przodu deska, z tyłu deska - a już marzą jej sie bufory jak u ciotki której imienia z szacunku ne wymienię, ale ja zazdroszczę. Chyba zawsze tak było że pragnęło sie tego czego się nigdy nie posiadało, wiec cyc taki bombastyczny nie tylko pocieszyłby oko ale...tylko jak ja bym wyglądała? idę i wchodzi biust , dopiero długo potem JA...a reszta? wracając do meritum sprawy, posiadając nieletnią człowiek musi zdawać sobie sprawę że i lakiery idą w ruch, giną, pojawiają sie puste flakoniki moich próbek, perfumy, balsam też wyjadany po kryjomu sprawia że kogo mam oskarżyć o demolkę na mojej półce w łazience więc co mi zabierze, przywłaszczy a przepraszam to sie nazywa pożyczenie na wieki wieków, z myślą i ku niej że zapomnę że ten krwisty czerwony lakier czy ta pomadka była moją własnością, a przecież sama dzieci uczę dzielenia sie z innymi własnymi dobrami wiec gdzie tu sprawiedliwość...Buty, moja zmora - bo raz że nie mogę dobrać , stopa za wąska, noga za chuda, a wszystko na mnie wisi i pedantyczny rozmiar 35 - jak u dziecka! weź dobierz sobie kamasze, toż to graniczy z cudem! chyba że sklep z obuwiem dziecięcym uratuje mnie od mrozów, glajchy, przemoczonych skarpet, rajstop i zmarzniętych stóp. A jednak! Ktosiek zawędrował gdzieś tam , wlazł w stoisko z kozaczkami, małe to, przytulne - skórzane, pachnące i cena która nie sprawia że udaję się w spław a stoję i myślę - podpucha, chce czegoś, przekupić, omamić, chodzi mu o coś , nie chcę sie przyznać, przeskrobał a on - butów zonie nie mogę kupić? no i kupił, założyłam, przymierzyłam i już nie ściągnełam, koturna, podeszwa która nie stuka, wali, puka, boskie...oj czasem warto dostać coś i wiedzieć że to od Mikołaja...Mikołaj...sprawa z Mikołajkami rzeczą świętą, niby upominek , drobnostka która ma pocieszyć oko a jednak jak człowiek miał zabrać sie z czym do czego dostał omamu technicznego, staliśmy między regałami z zabawkami i ...zaniemówiłam, widziałam oczami wyobraźni Pipina w tych traktorach, klockach , zabawkach i nieletnią z Monsterami bo pojawiła sie nowa gra, jakaś kolejna kolekcja czegoś...wiec do ręki wpadła mi tablica na której małolat postawi swoje arcydzieła które będzie można zmazać a nie modlić się o skuteczny preparat na usunięcie tłustej plamy z farby na której producent obiecał że wszystko pięknie ładnie schodzi...nieletnia dostanie pierścionek bo notorycznie z palców jej lecą, gubi to i domaga sie przy tym nowej dostawy, niby srebrne, tanie to niech ma z zestawem do malowania , dekorowania, koleżanka z klasy dostanie skoro już została wylosowana na Mikołajki kubek Monstera którego sobie sama pokoloruje według własnego widzi mi się i zegarek na biurko w wersji angielskiej...tyle co do dnia i zakupów, tracenia cennej gotówki, gorsza sprawa że dopadły mnie zajady i czytam że to brak witamin a zwłaszcza żelaza, wiec oczywiście matka dorwała sie do suplementu diety z nadzieją że przestanę pękać i wezmę się w garść, blada jakaś jak to na zimę, jakby kolory w raz ze słońcem pouciekały, wiec anemia...zaraz zacznę stękać na jelita...

niedziela, 1 grudnia 2013

Wkręceni

Idą święta, jesteśmy po Andrzejkach a już Barbarą straszą, Mikołajki za pasem, splot reklamowy i zachęta na szlachetną paczkę Szlachetna paczka - dołączysz?, w powietrzu już czuć goździkami, cynamonem i sztuczną choinką, plastikowymi bombkami z zestawem chińskich świecidełek, jesienny klimat daleki od zamierzonego a jednak miejscami wiatr głowę urywa...coraz bliżej święta i coraz bardziej czuć akwizytorem, chodzą i węszą a może uda sie wepchnąć dywan najlepszej jakości z włosia wielbłąda - Pani za jedyne 60 zł. został mi jeden wiec po promocyjnej cenie - gdzie moim oczom ukazuje się wzorek na miarę kiczu poperelowskiego...nie dziękuje i trzask drzwiami jakby zamknąć po cichu było trudno...chodzą i się proszą jak ci od francuskich perfum a raczej wody toaletowej, zapach kwiatów, duszący, zapierający dech w piersiach, ja między domem a klatką schodową słucham pochwał dwóch panów którzy niby z Łodzi - a ten jeden w za dużej marynarce mieszkający dwa bloki za mną nagle zmienił adres zamieszkania, meldunek i ludzi nie poznaje? wysila sie jaki to jego towar trafny, celny pod drzewko choinkowe, idealne na prezent dla teściowej - być może, chociaż ja tam nie wnikałam czym mamusia pachnie - oczywiście pierwsza butelka za jedyne 30 zł. trafia do moich rąk za friee, potem druga jako prezent dla mnie i zapach dla Ktośka który ponoć trzyma nie 12 godzin bez prysznica a już nawet 24, przetestowany, zagwarantowany to pani kochana 320 zł razem...stoję objuczona w przeciągu, z tymi pudełkami, testery czy fakt pod nalepką francuskich perfum? oczywiście stoję z moim uśmiechem numer 59 - przeznaczonym dla tejże okoliczności, niech nie myślą że znaleźli blondynkę co to nie wie że pierwsza butelka miała być free, druga w prezencie i trzecia dla Ktośka za 30 zł wiec skąd wziął cenę z kosmosu?
tłumacze jak umiem najlepiej, spokojnie że skoro za czysta darmochę i w dobie jako 12 uśmiechnięta pani stojąca w drzwiach, uważam za czysta niesprawiedliwość oszukiwania i szukania głupich którym wciska sie kit z kiczem na czele. Panowie zabrali swoje flakony o dusznym zapachu które jak sie okazało po przetestowaniu nie wytrzymały nawet dwóch godzin, zmyły sie szybciej niż producent przez duże P obiecywał i facet oburzony czym nagle zmienił swoje postępowanie na spięcie, brak ślicznego uśmiechu z prezentacją białych ząbków, uciekł z tym z Łodzi dwa bloki dalej pewnie szukając kolejnej ofiary szybkiego zarobku...pełno takich, idą święta to znajdują sie ludzie dobrej woli którzy pomagają bo pomagać trzeba, a wiec odzywa sie w nas chęć niesienia może nie pomocy w formie finansowej ale empatią nie grzeszymy...ja tam do jehowców nic nie mam, niech tam łażą ale niech mój numer drzwi omijają, nie pukają, bo mój czas jest wyliczony od do...a ci swoje, nagabują, namawiają, tłumaczą, na końcu straszą wielkim ogniem z nieba i obyśmy wspominali jego słowa...każdy teczuszka, długopis, garnitur a ja zawsze jak nie ręce umazane pisakami bo byłam w trakcie wielkiej kompozycji by stworzyć małolatowi traktora na miarę tych czasów to ręce ugrzebane ciastem od kopytek czy śląskich gdzie powoli kap, kap ciasto z palców na podłogę a tam akcja sie toczy, gadają, wyjaśniają, podtykają identyfikatory o swoich prawdziwych obliczach, pomożesz -  słucham , to cię nic nie kosztuje, idą święta więc wykaż odrobinę dobrej woli...ile takich ludzi szuka sponsorów, pomagam na ile mogę ale świata przepraszam nie zbawię, ubranka oddaję tym co potrzebują, latam tu i tam i co? mało...nie wdzięczna pomoc samarytanina, z pustego w próżne to i ja nie naleję, fundację zabijają się za paroma groszami a ja mam komunię i wesele za pasem...kogo to obchodzi że święta idą i trza robić zapasy, zapychać mózg marzeniami bo by się chciało Teresę Rudzką ; Kuzyneczki ; napisaną na cześć jednaj takiej o moim imieniu, bo chciałoby sie ówdzie i wprzódy a jednak cieszy sie człowiek tym co ma, nie wiele a jednak...

Witam sensowne panienki z panami.

Postanowiłam założyć bloga, no właśnie bo do setki razy sztuka a nóż widelec sie uda trafić w ten właściwy, treściwy, ponoć książkę piszę sie ile się uda wycisnąć tak mnie wzięło by do kupy sklecić własne myśli a mam ich sporo i właśnie czy to nie dziwne że człowiek posiada tyle w sobie myśli, mówi co innego a to z kolei sponiewierane jest  uczuciami. Tak więc ( zdania nie zaczyna się od wiec a tym bardziej od tak, nauczała pani od polskiego ), zaczynając zawsze od początku a wiadomo zawsze te są trudne powiem w kilku słowach że matką jestem...wiem, Wy też i ojcami, a może konkubentami co niby na jedno wychodzi a jednak w posiadaniu jestem dzieci dwójki jakżeby inaczej ,dziewięciolatki która strukturalnie interesuje się wszystkim, kombinowaniem na rzecz własnych celów, zbliżającymi sie Świętami bo Mikołaj nie zając a czekać na list w butonierce nie będzie...A list jest długi, za długi, co roku lista zwiększa sie o kolejne pozycje ale co zauważyłam to już nie pierdoły dominują na kartce kolorowego papieru a jakiś gadżet typu Monster Hight, ale przede wszystkim córcia zaczyna sie stroić: Mamo - słyszę od czasu do czasu - widziałam takie fajne leginsy z koronką...fajne leginsy które kupiłam za namową, błaganiami i co? tak to jest jak Chińczyki kole trzeciej nad ranem tworzyli łączenie koronkę z materiałem i się popruło, zmęczenie i zużycie materiału, dobrze że całość kosztowała tyle co dobra paczka papieru toaletowego, wiec na ściereczkę do kurzy są jak znalazł...
Zaczyna mi sie malować, niby ciut maźniecie błyszczykiem po ustach a jednak znaczy to tyle że coraz bliżej granicy z dojrzewaniem...bunt, walka, trzaskanie drzwiami, czy ja też byłam upierdliwa, stawiałam na swoim? pewnie tak...
Pipin za to uwielbia wszelkie kopary, traktory, jak typowy facecik zasypia z młotkiem pod pachą...
Dzieciaki jako rodzeństwo doprowadzają moje życie do wiecznych wzniesień emocjonalnych i nie koniecznie zawsze to wiąże sie z pozytywnym nastawieniem, kłopoty sa moim sprzymierzeńcem wiec wstęp do bloga mam nadzieję że nie jest chwilowy jak wejście do mojej firmy w której miałam mieć nadzieję zagościć tylko troszkę, aż do momentu, chwili znalezienia swojego miejsca na ziemi, zostałam, zapuściłam korzenie, przywiązałam sie do silników, pomp i kolegów zmianowych...produkcja wrze, zamówienia są grozą pracowników, niby pot spływa pachami, czołem, plecach ale co by było bez tej pracy jak widmo bezrobocia ciąży nad świadomością własnej egzystencji...https://www.facebook.com/MirandaSpZOO?fref=ts